niedziela, 21 czerwca 2015

Podali mi tlen, byłam przerażona... Po chwili, leżałam już znieczulenia ale w pełni świadoma tego co będzie się działo. Nie czułam nóg, nie czułam nic... Zasłonili mi brzuch, nic nie widziałam. I się zaczęło. Nie było bólu, bałam się strasznie. Czułam każde cięcie, każde szarpnięcie i to jak lekarz naciska mi na brzuch by w ten sposób pomóc mojej myszce przyjść na świat. MOJA PIĘKNA W KONCU Z NAMI. Czekaliśmy tak długo i w końcu już jest nasza kochana Zosienka. Pokazali mi ją na chwile i zabrali na salę noworodków. 
O północy przyszła położna by pokazać Mo malutka i czy wszystkie dane się zgadzają. 
Moje kochanie ważyła 3700g i mierzyła 57cm. 4kg szczęścia. Czas gdy znieczulenie przestawało działać był najgorszy, wszystko ciągnęło, szarpalo. Strasznie... :/ 
Rano przyjechał K. czekał aż przywiozą mała. I jest, leżała w tym kokonie hihi. Jego mina była bezcenna. Kocham ich najmocniej. <3   Wziął ja na ręce, była taka malutka. Taka grzeczna. 

Przyszedł czas gdy musiałam ją nakarmić, najgorsze było to, że nie miałam pokarmu a położna była tak bezczelna, że nie wiedziałam co mam robić. Ledwo co zeszło ze mnie znieczulenie, ona mi kazała wstać iść się kąpać... Niestety nie dałam rady sama. Poczekałam na mamę która mi pomogła wstać o zajęła się mała kiedy ja brałam prysznic. Szłam do łazienki kilka minut aż w końcu dotarłam. 

Ucieszył mnie trzeci dzień gdy przyszedł obchód. -To co przydało by się iść do domu!.. Powiedział do mnie ordynator.. Zapytałam ze jak kiedy. I jak odpowiedział ze dziś pierwsza rzeczą było napisanie do K. ze dziś już będziemy w domu. Chwilę później przyszła pani doktor maluszków, i powiedziała ze Zosia również zostanie wypisana. 
Dostaliśmy wypis, położna ubrała mojego skarba, i pojechałam do domu z córeczka, mama i teściową. 
W końcu w domu, tu najlepiej!!  <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz